SZKICE

Właściwie to szkiców powinno być najwięcej, bo przecież od nich na ogół zaczyna się każda plastyczna praca, ale jest parę przyczyn, z powodu których rzadko ktokolwiek może się pochwalić, iż je wszystkie zachował… Przede wszystkim, pewnie połowa z nich, albo więcej, powstaje od razu bezpośrednio na podłożu docelowej kompozycji, dla której szkic jest pierwszym etapem i zwyczajnie zostaje zamalowany lub w inny sposób zakryty główną techniką. Szkice robione oddzielnie, na ogół mniejszych rozmiarów, niż praca końcowa, często bywają w kilku wariantach i rzadko wydają się być wszystkie warte zachowania, więc zwykle się je niszczy. Sporo gdzieś ginie lub jest zużywane jako makulatura do zupełnie nie związanych z plastyką celów.

PIÓRKO I TUSZ

OŁÓWEK

W moim przypadku, to co uważam za szkic, najczęściej powstaje z wyobraźni. Na dalszych etapach — jeśli są — pojawia się dokładniejsze opracowywanie, albo z pamięci, albo (najczęściej) mocno korygowane w kombinowanej metodzie z użyciem pomocniczych akcesoriów, takich jak studia z natury, ustawiane rekwizyty i fotografie motywów. Miałem zwyczaj w wolnym czasie robić szybkie kilkuminutowe pamięciowe ćwiczenia piórkiem i tuszem. Nigdy specjalnie nie pociągała mnie ani martwa natura, ani pejzaż, więc te lapidarne „wprawki” to były z reguły postacie ludzkie. Elegancja i uroda form, a przede wszystkim ruch zatrzymany na moment — to wszystko, co mnie interesowało. Bez głębszego namysłu i bez podrysowywania ołówkiem, starałem się szybkimi pociągnięciami piórka przywołać z wyobraźni, to co charakterystyczne. Ten rodzaj szkicowania nie podlegał dalszemu dopracowywaniu, traktowałem te rzeczy jako docelowe, skończone, i dlatego trochę tych ćwiczeń przetrwało…

JW