strona główna drzewo wywodzenie biografie dociekania czytelnia archiwa_obce albumy biblioteka pomocne kontakt z autorem
 

BIOGRAFIE

Kazimierz Stankiewicz


Oni byli od zawsze. Byli też wtedy kiedy przyszedłem na świat. Pogodni, cierpliwi, kochający zawsze pomocni. Wydawało się, że wszystko o nich wiem. Było to tak oczywiste, jak to, że nazajutrz będzie dzień. Gdy dorosłem świat był tak interesujący, ludzie zajmujący, wyzwania tak wielkie, a Oni przecież byli od zawsze, aż ... Gdy ich zabrakło, okazało się jak mało o nich wiem. Niech chociaż to co zebrałem będzie dla ich prawnuków źródłem rodzinnej świadomości. Dziadek Kazimierz urodził się w 1899 roku w Wilnie. Gdy miał dwa lata, jego ojciec Justyn, wyjechał na długie szesnaście lat do Ameryki. Wychowaniem i edukowaniem zajmowała się ich matka Łucja. Poza Kazimierzem byli jeszcze, brat Jan i siostry Genowefa, Konstancja, Scholastyka. Trudy wychowania dzieci wspierane były przez rodziny Stankiewiczów i Gowkielewiczów. W tym czasie teść Łucji mieszkał w Wilnie przy ul. Świerkowej. Gdy wraz z gen. Żeligowskim do Wilna zbliżała się Polska, Kazimierz wkraczał w wiek dorosły. Odbywa służbę wojskową odrodzonym Wojsku Polskim. Szczęśliwie powraca zza oceanu jego ojciec. Okres międzywojennego dwudziestolecia chociaż skażony wielkim kryzysem ekonomicznym, był w życiu dziadka okresem spełnionym. W 1923 roku zawiera związek małżeński. Jego wybranką jest Regina z Narbutowiczów. Kupuje parcelę z nieruchomością przy ul Legionowej, którą następnie rozbudowuje. W 1924 roku na świat przychodzi pierworodny syn, Hilary a w trzy lata później drugi Waldemar. Sadzi też sad który ma zapewnić obfitość owoców dla rodziny i na sprzedaż. Wszystkie milowe kamienie w życiu mężczyzny już zaliczył. Z niewielkimi przerwami pracuje kolejno w olejarni, fabryce czekolady a później fabryce maszyn rolniczych. Z tym ostatnim zakładem wiąże się wspomnienie dziadka o pracy na wysokim poziomie. Firma wygrała przetarg na wykonanie nowego poszycia dachów i kopuły wileńskiej katedry. I to właśnie była ta praca na poziomie w której Dziadek brał udział. Babcia Regina nigdy zawodowo nie pracowała. Zajmowała się domem, wychowaniem synów, udzielała się w pracach dobroczynnych organizowanych przez towarzystwo salezjanów. Synowie uczyli się w szkole prywatnej, bo tak było w dobrym tonie. Dzieci na wakacje wyjeżdżały do dziadka Narbutowicza do Jodańc koło Podbrzezia. Był czas na pracę, był i na zabawę. Mój Tata wspomina częste wyjścia swoich rodziców na zabawy, rauty spotkania towarzyskie. Babcia Renia hołdowała zasadzie zastaw się a postaw się, toteż dom był licznie odwiedzany przez przyjaciół i znajomych. Dziadek Kazio uczestniczył w życiu towarzyskim animowanym przez swoją żonę, ale chętniej zaszywał się w domowej ciszy czy ustronnym kącie dużego ogrodu. Wybuch wojny zburzył jak wielu innym dotychczasowe ustabilizowane życie. Gdy doszło do wybuchu wojny pomiędzy Hitlerem a Stalinem można było przypuszczać, iż któryś z najeźdźców zostanie pokonany. Dom Dziadka Kazika stał się miejscem konspiracyjnych spotkań. Po pewnym czasie w szkoleniach wojskowych komórki bojowej AK zaczął brać udział starszy z synów, Hilary. Babcia Renia próbowała trzymać młodszego Waldemara z dala od tej wojny , ale albo spiskowcy byli za mało zakonspirowani, albo on był za bardzo dociekliwy. W rezultacie i on dostał się do kręgu wtajemniczonych. Nadchodzące lato 1944 roku przyniosło burzę w rodzinnym domu dziadków, dosłownie i w przenośni. W obliczu nadchodzącego frontu, AK rozpoczęła akcję Burza , która w Wilnie nosiła kryptonim "Ostra Brama" . Chociaż doszło do przepędzenia Niemców i chwilowego przejęcia władzy w Wilnie, to stanowisko wkraczających oddziałów Armii Czerwonej. nie pozostawiało żadnych złudzeń. Dziadek Kazik zostaje aresztowany i wkrótce po tym wywieziony na wschód. Jego synowie Hilary i Waldemar trafiają do obozu internowanych w Miednikach a następnie wywiezieni do Kaługi. W domu zostaje zrozpaczona Babcia Regina. Nie ustaliłem czy pozostali członkowie rodziny Dziadka Kazika brali udział w działaniach niepodległościowych. Wiem, że w tym gorącym czasie uniknęli represji i wywózki na wschód. Koniec wojny. Ukochane Wilno już nie jest częścią Polski. Znajomi zostawiają wszystko i decydują się jechać do Polski. Pozostała rodzina Kazika też wyjeżdża do Polski, a tu ani męża ani synów. Babcia pakuje co cenniejsze rzeczy, dokumenty, jeszcze tylko załatwienie formalności związanych z pozostawianym domem, łzy, niepewność droga w nieznane. W styczniu 1946 roku wysiada na stacji w Rastenburgu, pierwszej jaką PUR proponuje do zasiedlania. Stąd będzie najbliżej w razie powrotu do Wilna. Miasto wyludnione, z Rosyjską komendanturą. Puste ulice, mieszkania, domy. Babcia wybiera pierwsze lepsze, aby w pobliżu byli ludzie. Dojeżdża do niej jej ojciec Stanisław Narbutowicz. Jego syn Władek jest gdzieś w obozie w Rosji. Synowa z dziećmi upatrzyła sobie gospodarkę w odległym o 25 km Pozezdrzu. A dziadek Kazio trafił aż do Doniecka. Gdy sojusznicy wyławiali specjalistów do różnych prac, dziadek zgłosił się jako cieśla. Tym sposobem dostał do ręki narzędzia, a wśród nich siekierę. Po upływie tygodnia korzystając z okazji dekuje się na dachu pociągu jadącego na zachód. W pobliże Wilna dociera po około dwóch miesiącach. Zostaje ponownie zatrzymany, ale udaje mu się  zmylić czujność łowców. W Wilnie nikogo ze swoich nie zastaje. Nie może też zgłosić się po legalne dokumenty na wyjazd do Polski. Pozostaje tylko wyprawa przez zieloną granicę. Na szczęście kończy się pełnym powodzeniem. Mniej więcej w tym samym czasie, w styczniu 1946 roku do Bielska Podlaskiego dociera transport jeńców z Kaługi w którym są Hilary i Waldemar Stankiewiczowie. Nie wiem jak w tamtym okresie działała łączność i wymiana informacji, bez telefonów, komórek, Internetu, ale wszystkich Babcia Renia zebrała w jednym miejscu. Wiem, że jeszcze długo siedziała na tobołkach gotowa wracać do siebie, do Wilna. Z czasem praca dziadka, wnuki młodszego syna Waldemara (jednym z nich jestem ja), zepchnęły jakby na dalszy plan tą nie do spełnienia tęsknotę. Nigdy już Dziadkowie nie byli w swym ukochanym Wilnie. Wraz z ich odejściem skończyła się pewna epoka w historii rodziny. Żałuję, że gdy byli z nami zabrakło nam młodszym wyobraźni, chęci i cierpliwości żeby ich słuchać.

Biblioteka Kresowa Potyczek z genealogią kontakt